Na poziomie samego podpisu od Boba Dylana odróżnia ich wyłącznie jedna litera, ale gdyby już wsiąknąć muzykę, okazuje się, że tych różnic jest jednak multum. Bob Vylan szturmem wdarli się na scenę za sprawą „Dread” z 2019 roku, ale rok młodsza „We Live Here” ustabilizowała ich pozycję nie na żarty. Bob Vylan stawiają na nieskrępowaną niczym energię (dosłownie – na koncertach mają konkretne piekło) oraz swobodne traktowanie materii gatunkowej. Wychodzą oczywiście z okolic wyspiarskiego hip-hopu, ale nie boją się elementów metalu, wielokrotnie flirtują z hardcorem i generalnie serce im bije do rockowego zestawu brzmień. Daje to zestaw, przy którym można się pobujać, pomachać banią oraz rzucić w mosh. Wszystko jednocześnie. Ale czy mogło być inaczej? W końcu w ich tekstach dominuje rozczarowanie brytyjską współczesnością oraz pochłaniającym nas światem – musi być agresywnie, nie ma co.